niedziela, 28 czerwca 2015

Piekło-niebo

Kreteńskie kontrasty są boskie! Wywołują w człowieku przyjemny dreszczyk ekscytacji i mile pobudzają zmysły. Dają możliwość wyboru i eksperymentowania. Zaspokoją chyba każde preferencje, czy fanaberie. Nawet tych, którym przyszłaby zachcianka na odwiedzenie piekła, Kreta nie odeśle z kwitkiem. Nie tylko piekło się znajdzie, ale jeszcze na jego krańcu miniaturowy Raj. Czyż to nie zakrawa o absurd? Dokładnie tak, ale właśnie taka jest uroda Krety: pełna harmonia przeciwstawności. Tak jak w Seitan Limania - Portach Szatana.


Nazwa Seitan Limania wcale nie wzbudziła mojej ciekawości, tym bardziej, że obok niej widniała „plaża Stefanu” (podobno jednak nic wspólnego ze św. Stefanem), czy jeszcze trudniejsza do zapamiętania „rizoskloka”. Ciekawe fotografie malowniczej zatoki o lazurowej wodzie, białym piasku i dziwnym zygzakowatym kształcie zachęcały do odwiedzenia tego miejsca, położonego nota bene tylko 15 kilometrów od miasteczka Chania. Jednak czerwona lampka prawdziwego zaciekawienia zapaliła się po przeczytaniu posta polskiego bloggera, który dzielił się wrażeniami z... kreteńskiej Zatoki Szatana.   


Seitan Limania, czyli Porty Szatana.

Nazwa niczego sobie! Nadali ją Turcy osmańscy, aby oddać podobno niezmiernie uciążliwe, wręcz karkołomne, manewry, jakich trzeba było wykonać przy wpłynięciu statkiem do tej zatoki. Druga wersja głosi natomiast, na przekór pierwszej, iż okręty ukryte w Zatoce Szatana były prawdziwie diabelnym zagrożeniem dla jednostek wpływających i wypływających z Zatoki Suda, mogąc je atakować z zaskoczenia.  


Dziwny kształt zatoki i jej paleta kolorów przyprawia o zachwyt.

Piekielny klimat miał panować w Zatoce Szatana od strony morza. Tymczasem dopadał on każdego przyjezdnego również od strony lądu. Najpierw ukazywały się kozie zagrody ogołocone z najmniejszego śladu zieleni, gdzie tylko miejscami wystawały arachityczne, zeschłe gałęzie jakiś bliżej niezydentyfikowanych krzewów. Następnie na horyzoncie wyrastał równie smętny kościółek pod wezwaniem św. Rafaela, którego pilnowało małe stadko rogatych czworonogów. Na wysokości kościoła droga lekko nabierała nachylenie w dół, aby po kilku metrach gwałtownie skręcić i nabrać zdecydowanie większej stromizny. 

Ogołocone przez kozie stado pastwisko.

Pustkowie.
Opustoszały kościół św. Rafaela strzezony przez stadko kóz.

Ostrzegało o tym kilka znaków przymocowanych na jednym słupie, jednak tenże leżał bezwładnie pomiędzy skałami pobocza. Jadąc w dół i wykonując 180-stopniowe zakręty poczułam, że ręce wilgotnieją mi na kierownicy. Pomimo, że jazda po Białych Górach nie sprawiła mi nigdy najmniejszych niespodzianek, na wirażach do Seitan Limania zaczęłam myśleć o sprawności hamulców, ciesząc się, że niedawno przeszły serwis.


Znaki ostrzegają, że bedzie trudny zjazd.

Hamulce musiały sie napracować.

Zakret za zakretem- wszystkie 180 stopni.

Z parkingu na końcu serpentyny rozciągał się niczego sobie widok zatoki i plaży, na której roiło się od ludzi małych jak robaczki. Dalsza część podróży mogła odbyć się tylko na pieszo i najlepiej w solidnym obuwiu. Schodząc w dół trzeba było czasami przytrzymywać się skał lub czekać na przejście osób idących z przeciwnego kierunku, aby wyminąc się na wąskiej, dość stromej ścieżce. Trud się opłacał. Prosto z urwistego zbocza zeskakiwało się na niewielką białą plążę ukrytą wśród stromych skał otaczających turkusowe wody zatoki. Patrząc na otoczenie, całkowicie zapominając o dotychczasowych trudach podróży - Zatokę Szatana chciałoby się wtedy nazwać Rajską Zatoką.


Początek stromego zejścia...


Już w raju...


Lot ku wielkiemu błękitowi...

Trochę tłoczno...

Skrawek Raju w krainie szatana, po turecku nazywanego „şeytan”! Seitan Limania - wszystko się zgadza, z wyjatkiem słowa „limania”, czyli po grecku „porty”. Dlaczego porty, jeśli mamy jedną zatokę? Nic bardziej mylnego. Otóż z parkingu wije się wśród kolczastch zarośli druga, mniej widoczna, ścieżka. Prowadzi ona nad urwisko z którego widać miejscami jeszcze dzikszą, i niedostępną dla przeciętnego turysty, gardziel piekielnej zatoki. Zerkając z trudnością w dół ma się wrażenie jakby zaglądało się w prawdziwe czeluście piekielne. 


Druga, jeszcze bardziej niedostepna zatoka, w Portach Szatana.
Piekło, niebo, piekło, niebo... Utarło się mówić, i znamy to z życia, że droga do nieba często prowadzi przez piekło. Tak jest właśnie z Seitan Limania. Ale o tym, że w kreteńskim piekle zamiast zapachu siarki unosić się aromat dzikiej szałwi i tymiankiem, można przekonać się dopiero wtedy, gdy samemu zacznie penetrować się dobrze ukryte, ale coraz chętniej i częściej odwiedzane przez turystów, Porty Szatana.


Piekło tu pachnie dzika szałwia i tymiankiem...
Ciekawe, jak wygląda to miejsce zimową porą? Pewnie ponuro i jeszcze bardziej niedostępnie niż teraz, w środku lata. Sama na pewno nie odważę się tam wtedy wybrać. Jeśli ktoś z was zawita w te strony i również miałby chęć, ale takie same obawy jak moje, to zapraszam do wspólnej wyprawy do Seitan Limania... pewnie wyszedłby z tego ciekawy epizod... ale to już pewnie całkiem inna historia....



9 komentarzy:

  1. o i teraz mnie więcej wiem skąd pochodzi nazwa zatoczki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy te zdjecia zostały zrobione ? chyba nie w tym roku, pod koniec kwietnia zejscie na plaze było zawalone a dojazd zagrodzony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym roku, tydzień temu, a do drugiej zatoczki zajrzałam wczoraj. Mam wrażenie, że dojazd zawsze jest zagrodzony drucianą siatką. Po prostu należy ją sobie samemu otworzyć, a później zamknąć, aby nie wypuścić na wolność kóz i baranów :-)

      Usuń
  3. Niesamowita zatoka. Stojący płot powoduje chyba zresztą, że nie jest tak oblegana przez turystów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatoczka Szatana jest cudowna! Płot niestety nie pomaga w zatrzymaniu tłumów turystów w sezonie ;-)

      Usuń
  4. Seitan Limania to magicznie piękne miejsce.....trudno opisać je słowami, ale Tobie się to doskonale udało...gratuluję!!!

    OdpowiedzUsuń